Przede wszystkim przez całe harce naszych zastępowych i kadry nie opuszczał dobry humor. Dziewczyny bez trudu, mimo dwóch przesiadek, dotarły w sobotę punktualnie do ośrodka rekolekcyjnego na Śnieżnicy. Po apelu rozpoczęłyśmy walkę z żywiołami. Miałyśmy dwie godziny na wykonanie wybranych harców z
listy. Harce jakim udało nam się sprostać to m.in: zrobienie jajecznicy na kamieniach, przeniesienie ognia na odległość 100m, zrobienie destylarki, baterii z cytryny czy zagotowanie wody w dziurawej menażce. Po obiedzie wzięłyśmy udział w grze INO, gdzie jak zwykle okazało się że Batalionki tylko w pełnym składzie są w stanie osiągnąć sukces :)
Po wieczornym ognisku, jak często zdarza się na harcach, nie od razu poszłyśmy spać. Czekało nas jeszcze "starcie żywiołów". Każdy zz rozpalił ognisko i miał go pilnować przed zagaszeniem przez inny ZZ (każdy miał do dyspozycji jedną menażkę i nieograniczoną liczbę możliwości napełniania jej). Po baaardzo długiej walce, w końcu pozostały trzy niezagaszone ogniska (w tym Bataliońskie!) i wszystkie zwyciężyły.
Następnego dnia, po mszy w kapliczce na Śnieżnicy wróciłyśmy do Krakowa, by wziąć udział w ostatniej części harców: grze ze sprawnościami. Choć przez całą sobotę pogoda była wymarzona, to w niedzielę już nas nie rozpieszczała. Deszcz nie opuścił nas od rozpoczęcia gry, aż do powrotu do Skawiny. Jednak i to nie spowodowało osłabienia naszej motywacji i nie odebrało nam pogody ducha :) Po ogłoszeniu werdyktu przekazałyśmy proporzec Zwycięskiego ZZtu (uszyty przez, jak zwykle niezawodną, mamę Basi Mły) ZZtowi z Gromady Dziewanny.
"Bataliony wciąż wędrują..." i tym razem wspólnie wędrowały, a do domów wróciły z nowymi doświadczeniami i radością kolejnych wspólnie spędzonych chwil. Bo zawsze najlepsza jest wzajemność oddziaływań :)